niedziela, 26 maja 2013

Chapter 21 ♥


Czesc wam. 
Bardzo przepraszam za brak rozdzialu.
1. W piatek bylam na imprezie, bonw koncu koniec matur (pisemnych).
2. Wczoraj popoludniu przyjechal do mnie Mati.
A ja wlasnie wstalam, bo obudzil mnie telefon. Dzwonil moj kuzyn z Lodzi. On jest super glupi.
A teraz mam do was pytania i blgama odpowiedzcie.
Kazdy kto czyta komentuje!!!!
1. Co sadzisz o Harrym i Dadze?
2. Jak myslisz jaka niespodzianke przygotowalinrodzice Tori.
3. Podoba ci sie blog.
4. Podaj adres swojego bloga, zebym mogla go komentowac i czytac. Komentarz=komentarz ok?


Musialam zasnac, bo wlasni sie obudzilam. Spojrzalam na Harrego. Spal. Poszlam po kawe. Usiadlam na krzeselku i ja pilam. Bylo mi slabo. Nie jadlam od trzech dni. Spojrzalam na Harrego. Zaczal sie przebudzac. Byla ju 21. Fajna pora na wstawanie.
- Daga, blagam zjedz cos - powiedzial.
- Nie jestem glodna - uparlam sie.
Odwrocil sie do mnie tylem. Zaczal grzebac w szafce i podal mi drozdzowke.
- Masz to zjesc - powiedzial.
- Harry...
- Daga juz jedz! - powiedzial.
Zjadlam, a on lezal wyraznie znudzony.
- Harry? - zapytalam gdy skonczylam jesc.
- Co?
- Czemu, kurwa wzieles te tabletki co?! - bylam wkurzona.
- Nie wazne. Spac nie moglem.
- Mhhh... Lekarze dawali ci 20% szans na operacji, a potem wpadles w spiaczke, a ja tu siedzialam jak idiotka. Dosc, ze gadasz bzdury to jeszcze wymyslasz durne rzeczy - zarzucilam mu.
- Daga, ja... - nagle oczy mu sie zamknely.
Pobieglam po lekarza, a on zaraz przyszedl i wypchnal mnie z sali. Usiadlam na korytarzu i zanioslam sie placzem. Przyjechali chlopacy. Louis powiedzial, ze to moja wina. Serce mnie strasznie zabolalo. Wstalam i wybieglam ze szpitala. Wbieglam do domu. Wszyscy spali. Spakowalam wszystko do walizki i wyszlam z domu. Poszlam na dworzec i usiadlam na lawce. Bylo strasznie zimno, ale przetrwam.
Przesiedzialam cala noc na dworcu. Ja bardzo donrze wiedzialam, ze to moja wina. Harry jest w szpitalu przeze mnie. Nog juz nie czulam i powoli zamarzalam. Wstalam i skierowalam sie do jakiegos taniego hotelu. Chcialam wrocic do Polski, ale nie mialam pieniedzy. Hotel byl tani. Pokoje byly okropne i byla jedna lazienka na 10 pokoi. Usiadlam na lozku i zaczelam plakac. Co jezeli Harry.... nie, o nie. Nagle dostalam sms-a od Wiktorii. 'Przyjezdzaj do szpitala blagam cie.' Pomyslalam chwile i wybieglam z hotelu. Wielka ulewa. Ja w ciuchach, ktore nosze przez dwa dni. Dobieglam do szpitala. Wbieglam d gpry. Wszyscy siedzieli przed sala. Plakali, ruczeli. Wystraszylam sie.
- Harry byl na opercji. Nie chca nam nic mowic, bo jestesmy rodzina. A ty juz mowikas, ze ...
- Juz ide - powiedzialam trzesac sie. Poszlam do lekarza. - Dzien dobry. Prosze pana co z Stylsem?
- Jego stan jest juz stabilny. Przeszedl powazna operacje. Moze pani do niego wejsc.
- Niech pani pozwoli im - wskazalam na chlopakow i Wiktorie. - To jego najlepsi przjaciele. A ja nie moge, bo musze jechac do Polski.
Podeszlam do nich.
- Jest dobrze, mozecie do niego wejsc - powiedzialam.
- A ty? - zapytala Wiktoria.
- Wracam do Polski. Swieta sie skonczyly - powiedzialam.
Wrocilam do hotelu. Rodzice przeslali mi pieniadze. Kupilam bilet i poszlam na lotnisko.
*Tori*
Daga wrocila do Polski. Nie. Przeciez to moja przyjaciolka. Weszlismy do sali Harrego. Lezal nieprzytomny. Siedzielismy obok niego. Zaczal sie wybudzac.
- Gdzie Daga? - zapytal.
- W Polsce - szepnelam.
Zauwazylam w jego oczach bol. Dostalam sms-a. 'Wiktoria, samolot, ktorym leciala Daga splonal. Nikt nie przezyl. Przyjezdzaj szybko!' Oczy mi sie zaszklily. Nie woerze.
- Kurwa mac. To twoja wina Louis! - krzyknelam, a oni nie wiedzieli o co chodzi.
Wybieglam ze szpitala. Pobieglam do domu. Wiktor siedzial i plakal. Wiem, ze bardzo dobrze sie dogadywal z nia. Telewizor byl wlaczony. Koedy zobaczylam ta katastrofe rozryczalam sie jak male dziecko. Moj telefon dzwonil i dzwonil. Po godzinie odebralam byl to Zayn.
- Daga zginela. Zayn, ona zginela. Samolot splonal - mowilam.
- Ze co?! Lou zostan z Harrym - powiedzial. - Jade do ciebie.
Zayn do mnie przyjechal i mnie mocno przytulil.
- To kurwa przez Louisa! Nie nawidze go! - krzyknelam.
- Spokojnie, Tori, spokojnie - powiedzial.
- Teraz powiedz to Harremu - szepnelam.- Chodz ze mna.
Wyszlam z nim i pojechalismu do szpitala. Weszlismy do sali, a chlopacy sie smiali. Usiadlam na lozku Harrego lapiac go za dlon. To samo zrobil Zayn.
- Harry tylko spokojnie - powiedzialam.
- Co sie stalo? - zapytal z przerazeniem w oczach.
- Daga chciala wrocic do Polski no i ... - nie moglam skonczyc.
- Samolot splonal. Nikt nie przezyl - dokonczyl Zayn, a Harru zblad.
Zaczal plakac. Trzymalam jego reke, a on zaniosl sie placzem.
- Ja ja kochalem! - krzyknal.
Harry lezy i panocznie placze. Przytulam go mocno, ale on nie odzywa sie, placze i trzesie. Przyszla lekarka i poprosila, abysmy wyszli, a po chwili weszla tam pielegniarka.Wrocilam z Zaynem do domu. Spal u mnie. To straszne. Moja najlepsza przyjaciolka nie zyje.
*Harry*
Nie woerze. Ona nie mogla zginac. Ona byla ta jedyna choc znam ja ledwie. Wiem wykorzystalem ja, ale to nie powod, zeby zginela. Pielegniarka przyszla i mi dala leki nauspokojenie. Lezalem na lozku i plakalem. Nie placze nigdy, ale teraz.
 Nagle ujrzalem Dage. Mam chalucynacje.
*Daga*
Spóźniłam się na ten samolot. Świetnie. O 23 wyszlam z hotelu i w deszczu pobieglam do szpitala. A co jesli on juz nie.... Nie on zyje. Jest z nim dobrze. Weszlam do szpitala i poszlam do gory. Stanelam przed sala Hazzy i powoli weszlam. Zauwazyl placzacego Harrego, wrecz zrozpaczonego. O boze, a jezeli on jest powaznie chory. Spojrzal na mnie, a po chwili przetarl oczy. Podbieglam do niego i przytulilam.
- Harry, co sie stalo? - zapytalam.
- Ty... - zaczal.
- Mam wyjsc? - wstalam i stanelam obok lozka.
- Nie - powiedzial z zaplakanymi oczami patrzac na mnie. Usiadlam na krzeselku. - Siadaj kolo mnie - powiedzial blagajac. Przytulilam go mocno.
- A teraz powiedz co jest?
- Ty zyjesz. Przeciez... - i olsnilo mnie.
- Spoznilam sie na samolot - powiedzialam.
- Cale szczescie - odpowiedzial i mocniej przytulil.
- Ale powiedz czemu plazesz - powiedzialam.
- Bo prawie stracilem najwazniejsza osobe w moim zyciu - powiedzial ze lzami. Delikatnie glaskalam go po wlosach.
- Harry, cos z twoja mama sie stalo? - pytalam dalej.
- Nie. Daga, balem sie, ze zginelas - powiedzial.
- Ale powiedz...
- Daga, ja chyba cie kocham - powiedzial.
- Chyba?
- Nie. Na pewno! - powiedzial.
- Odpoczywaj. Wygladasz strasznie - powiedzialam.
- Ale badz przy mnie albo najpierw zadzwon do chlopakow i Tori.
- Dawaj telefon, ja nie mam ich numerow.
Grzeczny podal mi telefon. Wybralam numer do Zayna.
- Harry co jest? - zapytalam przejety Zayn.
- To ja Dagmara. Spoznilam sie na samolot i teraz jest u Harrego.
- Tori, ej - nie mowil do telefonu. - Daga spoznila sie na samolot.
-Daga? - uslyszalam jej glos. - Kochanie no! Balam sie.
- Zyje wiec jes dobrze. Zadzwoncie do chlopakow, bo Harry przemeczony jest.
Rozlazylam sie i usiadlam na krzeselku. Wzielam chusteczke i wytarlam Hazzie twarz. Byl spocony i zalany od placzu.
- Jak sie czujesz co? - zapytalam.
- Brzuch mnie troche boli - powiedzial, a ja kliknelam przycisk wzywajacy pielegniarke, ktora po chwili przyszla.
- Bzuch go boli - powiedzialam.
Podlaczyla mu jakas kroplowke. Usmiechnela sie do nas i wyszla.
- Spij - odgarnelam mu wlosy z czola.
- A ty? - zapytal.
- Harry juz spij - powiedzialam.
- Nie jestem spiacy. Wstalem o 15.
- Niech ci bedzie. Chcesz cos jesc? - zapytalam.
- Nie. Ale moglabys mi przyniesc cos do picia.
- Tesco jest po drugiej stronie - powiedzialam.
Wyszlam i poszlam do Tesco. Wszedzie mialam walizkr, raczej teraz lezala na korytarzu w szpitalu. Nie wiem co ze soba zrobie. Narazie bede przy Harrym, ale on nie dlugo wyjdzie ze szpitala i co wtedy? Sama nie wiem.
W Tesco kupilam wode, wode jablkowa, kawe oraz muslii male dla siebie. Poszlam do szpitala, ale za nim weszlam poszlam do toalety. Ubralam czarne dresy i szara bluze. Nalozylam biale conversy za kostke, ktore byly mokre, uczesalam wlosy w kitke i obmylam twarz. Weszlam do sali z walizka, a ja polozylam przy drzwiach. Usiadlam na krzeselku. Harry chyba spal. Polozylam picie i jedzenie ma szafce. Przysunelam sie doHarrego z krzeslem. Odgarnelam mu wlosy z czola i kciukiem pogladzilam go po policzku. Dotknelam jego reki. Trzymalam go i kciukiem gladzilam ja. Bylam starsznie spiaca. Oczy mi sie zamykaly, ale nie chcialam zasnac. Bonjak munsie coa stanie.
- Daga, idz do domu sie przespij - powiedzial.
- Zostaje z toba - powiedzialam i nadal trzymalam jego reke.
- Dagmaro, prosze cie - mowil wpatrujac mi sie w oczy. Dalej lezal.

- Nie i koniec.
- To wez mi popraw koldre - powiedzial.
Odkrylam kawalek, do jego brzucha. I sie przerazilam. Zamknelam oczy, ale i tak lzy zaczely mi plynac po policzkach. Przykrylam go na nowo.
- Powies czemu? - zapytalam.
- Myslalem, ze mi nie wybaczysz, a pod reka byly tabletki i...
- Jest nienormalny i nie nawidze cie! - powiedzialam i podkulilam nogi. - Czekaj to moja wina, bo gdybym...
- Przestan juz w koncu! - powiedzial.
Nadal ledwo sie poruszal kub mowil.
- Dobra, ale obiecaj, ze juz tego nie zrobisz.
- Obiecuje - powiedzial.
Usiadlam na skraju lozka i znowu odgarnelam mu wlosy z czola. Pocalowalam go tam.
- A usta? - zapytal.
- Nie zaslugujesz na nie - wytknelam mu jezyk.
- Ja cie przepraszam - powiedzial.
- Oj, za co?
- Za to, ze cienwykorzystalem.
- Przestan. Kazdy popelnia bledy - powiedzialam. - Ja popelniam ich pelno, ale jak wroce do domu to pojde na studia w Krakowie - zamyslilam sie.
- Co Krakow? Gdzie to? - pytal.
- W Polsce, a gdziehmm?
-Jak w Polsce?
- Harry, ja jestem Polka tak? No wlasnie i ja tam mieszkam.
- Zostan tutaj - powiedzial.
To dziwne uczucie w snwrc. Chcialabym zostac, ale nie moge.
- Hazza - polozylam sie obok niego - ja nie moge.
- Czemu? - zapytal, a co mam mu powiedziec 'Bo kasy nie mam'?
- Bo tam mam dom. Przyjechalam tu na swieta...
- Przepraszam, ze zmarnowalem ci swieta.
- Cicho. Idz spac - nie chcialam juz z nim rozmawiac.
- Wyjde dopiero 2 stycznia. Nici z sylwestra - zasmucil sie.
- Wazniejsze jest twoje zdrowie.
Przytulilam go, a on sie usmiechnal.
- Daga,zostaniesz moja dziewczyna?
- C-co? - zapytalam.
- Prosze.
- Jak wyjdziesz ze szpitala odpowiem ci dobrze? - zapytalam gladzac jego wlosy.
- Jasne - powiedzial troche zasmucony.
- A wiec jest 2 w nocy. Idz spac - powiedzialam.
- A ty? - zapytal.
- Harry no! Spij.
Delikatniw glaskalam jego reke. Po chwili zasnal. Polozylam glowe na jego lozku, a dalej siedzialam na krzeselku. Po chwili zasnelam.





1 komentarz:

  1. Mi sie podoba, nawet bardzo. Co do Hazzy i Dagi pasują do siebie. Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Zapraszam do siebie na dlaaaaaaaaaaaaaaaaaczego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń